Rozmiar czcionki: Ab Ab Ab

Bursztynnik Bałtycki - pisanie z pasją cz. II i III

Uroda Gdyni leży w tym, że jest ona, podobnie jak miasta skandynawskie, i kameralna, i wielkomiejska. Do tego jeszcze otoczona piękną przyrodą…
 


Zapraszamy w poetycką podróż po urokach Trójmiasta. Ulotne chwile, wrażenia, przeżycia związane z odwiedzaniem znanych miejsc – z pasją zamknęła w słowa nasza Seniorka, Pani Wiktoria Kryger, pseudonim Jurata. Prezentowaliśmy już wcześniej pierwszą część tomiku wierszy Bursztynnik Bałtycki. Teraz publikujemy część drugą pt. Brązy złociste oraz trzecią o tajemniczym tytule: "Szklanki" imion.

 

BURSZTYNNIK BAŁTYCKI

Gdyńskie iluminacje

Część II. Brązy złociste

Kamienna Góra
W środku miasta jak królowa Gdyni
rozsiadła się z rozmachem
Kamienna Góra
latarenkami i ławeczkami wabiąca

Buki wciąż o niej szumią
z gałęziami rozlegle wyciągniętymi do przodu
ocieniają spacerujących
i osłaniają małe rude wiewiórki
figlujące na jej zboczach

Drzewa Kamiennej Góry zaklęto w piękno
brzóz sosen jodeł i świerków
srebra zielenie i zapachy rozsiano
wraz z kolorami kwiatów – bogato –
jak przystało na szaty królowej

A małe jerzyki koncertują
pod kopułą nieba
by oddać cześć swojej pani.

 

 

Ławeczki i posągi
Ławeczki gdyńskie z gracją wyrzeźbione
i odlane w metalach,
a tak przyjazne mieszkańcom, jak ta para staruszków
przy szpitalu siedząca.

Pogłaszcz, przechodniu, ich dłonie i policzki, a wkrótce
twe marzenia spełnią się niechybnie.
Miej serce otwarte tam, na Kaszubskim Placu
przy Pomniku herosa Kaszubów, Antoniego Abrahama.

Głazy
Głazy Gdyni – pomniki historii naszej niedawnej,
o której mówią tablice i ten kamień
– pęknięty – jak serca Polaków wziętych w niewolę
Syberii.

Ten głaz potężny na drodze do morza
sercu mojemu najbliższy, jak to o
Matce wspomnienie.
Tam kwiat zostawiajmy polny
i pamięci kaganek, światełko.

Nabrzeża Gdyni
Kramy, kramy, kramy,
stoiska bursztynników,
smakołyki, zapachy, światła i smaki.
Joseph Conrad uśmiecha się z pomnika
i gestem dłoni pozdrawia przybyłe tawern z wiatrem żaglowce
i ich kapitanów – wilki morskie.

I tym z Daru Pomorza, i malutkim łajbom
przesyła życzenia najprostsze
– pomyślnych wiatrów –
i całe nabrzeże okrywa na nadciągające noce
gwiaździstą peleryną.

Ulice Gdyni
Dajmy się uwieść lasom, morenowym wzgórzom…

Na jednej z szerokich dziś ulic dawniej polana była,

gdzie tabory Cyganów, ich tańce i muzyka,

i dymy z ognisk przyzywały – królując tam –

na polanie rozległej, pośród białych koni.

 

Ulice mojego miasta młode i ponętne

niby ruchy tancerza, rozkołyszą cię same

i w preludium twych kroków doprowadzą cię

do wzgórz miękkich i leśnych

lub na łachy złocistych plam – plaż –

w orłowskim i redłowskim klifie,

 

aż roztańczone przysiądą na zwieńczeniach bulwaru

i zapatrzą się w błękit wraz z tobą,

olśnione bielą mew, i zapragną

odlecieć i płynąć – jak myśl

jak ptak

jak statek

jak gwiazda.

Kapelusze z głów

Gdyńskim twórcom, artystom

i naukowcom dedykuję

Tu

Muzy trzymają wartę

i szepczą do ucha

sekrety

twórcom

i poklask im dają

Tu

w młodej Gdyni

– a jak w starym grodzie

igrców Ci wszelkich dostatek

 

Płyną tytuły! Płyną muzyki!

– Plejady twórców trudno by wymieniać.

Widza czarują

Osoby Znamienite

Wielu gałęzi Sztuk i Nauk;

Dla Nich to w pokłonie

– „Chapeau bas”! Panie i panowie!

Rybackie dziedzictwo
Gdynia moja urzeka

urodą kościołów.

Niczym światła rozrzuconych

pośród ulic wielu

spinają one wzgórza

jakby siecią rybacką i witrażami stroją

miasto.

 

Kościółek Archanioła czy Najświętszej Panny,

na oksywskim cypelku stanął jeden,

a drugi błyska perełką co rano,

przepędzając mrok nocy

melodią swoich dzwonów w głównej nawie miasta.

 

Równie stary, gdzie sacrum zda się dotykalne,

jest kościółek, co stanął nad rzeczką Chylonką.

Kościół wszystkim tak bliski z imienia świętości:

Kościół Świętego Mikołaja, w którym dzisiaj

dwa style dawne, dwa gotyki trwają,

przerzucając harmonię nad głowami ludzi,

aż do stóp Apostołów,

niegdyś prostych rybaków.

Dary
Zabiorę ze sobą

oddechy ludzi, skwerów i oddechy wiatrów

– płuca mojego miasta –

błękity nieba i zieleń Bałtyku,

światła wieczorne ulic i szelesty liści,

skrzydlate słowa kochanków

i biel ich młodości

w płonącą czerwień życia wrzuconą

gałąź jarzębiny.


Wszystko to wezmę w ręce

i u stóp Najwyższego

– za życie w mojej Gdyni –

złożę Mu w Podzięce.

Pełnia
W każdym zakątku Gdyni

pozostawiam

okruszynę mego serca

niechaj wraz z nim pulsuje każda

w codziennym rytmie dnia i nocą

od nowiu aż do pełni

bajarze mówią

że źródełka życia

czerpią swe siły witalne

z czystej krynicy poezji

 

że serca poetów

to ostatni ogień

który może jeszcze

ogrzać

marznące serce świata


BURSZTYNNIK BAŁTYCKI

Gdyńskie iluminacje

Część III. „Szklanki” imion

Jak ptaki

Kiedy tak zmierzcham się samotna

w godzinie nowej, godzinie wieczornej,

powracam myślą

do przyjaciół dawnych,

których liczyłam kiedyś bardzo wielu.

 

Dzisiaj: dwie panie w Szwecji,

dwie inne w Norwegii,

w służbie lekarskiej i nauczycielskiej,

honor przynoszą polskiemu imieniu.

 

Jest jedna wśród nich, malarka świetna

lecz ona z dawna

światy buduje własne

odległe od przeszłości.

 

Panie te wszystkie

jak ptaki – płynąc,

wędrują od miasta do miasta

i z kraju do kraju.

 

 

Na stopniach kamiennych
Pani Ewie Krym poświęcam

Kobieta o złotych włosach

i lokach wysmuklających twarz

i oczach o spojrzeniu iskry

O nazwisku krótkim

i krótkim imieniu

pochyliła się nade mną

jak posłanka aniołów

I dotykając mego ramienia

wiła swe imię : E – w – a

 

Tak ją spotkałam (nie wiedząc jeszcze nic o jej Urzędzie)

Złocistą, gotycką i niebieskooką

u bram kościoła,

na stopniach kamiennych,

 

odzianą w bogate, białe

szamerunki zimy.

Spytałam, czy jest Czarodziejką.

Z przyjaciółmi
Z przyjaciółmi pod rękę jest

jakby w ogrodzie

pełnym zapachu maciejki

bezpiecznie i łagodnie

 

Można tam sączyć herbatę mocną z aromatem

(napar z róży suszonej i z ogrodu wziętej)

Ich słowa rozkwitają

i czasem jak koral są jarzębiny

i zdobią nasze skronie

bardziej niż przepaska.

Magnetyzm oczu
poświęcam Uli

 

Aksamity bratków

fiolety odbić uczuć wzajemnych

widzimy się, spotykamy

(na króciutko, bo zawsze czasu brak)

 

całujemy na powitanie

przytulamy na odejście

gawędzimy z uśmiechami

i wypiekami na twarzy

patrzymy na siebie:

 

oczy brązowe na zielone oczy

oczy zielone na oczy brązowe

 

ich ciepło zda się być niewyczerpane

i tuż po rozejściu się

tęsknimy do nich

 

pragniemy znowu poczuć radość

z magnesów spojrzeń.

Imiona
Imiona jakże dźwięczne przyjaciółek moich:

Lidka – wychylona z ogrodu fioletów

Ela – z Sopotu, o torsie Indianki,

ideałom przyjaźni i młodości wierna

Ella – co w Arizonie dom godny znalazła,

co była mi jakby siostrą, a jej dobroć

nie raz mnie ratowała z życiowej opresji

I jej siostra Halina, co w Bieszczadach osiadła

Ania – Litwinka z warkoczem do pół pasa długim

a także Basia – niezwykła, iskrząca dowcipem

migocąca talentem rysownika bogatym

niechaj ona w Orłowie

tę pierwszą część zamknie

w ogrodzie spotkań przyjacielskich

– w bursztynach imion.

Powracamy
Powracamy za chwilę po łyku herbaty

(z malinami i miodem jak w dzieciństwa łące)

Oto Ula, co pysznie się do życia uśmiecha,

muza mojego dnia,

co dłoń zawsze mi podaje swoją.

Lecz co widzę?

Rozmarzony przysiadł

jako rodzynek w cieście

Maciej, mąż Uli.

On to wspaniałość swych umiejętności

wraz z uśmiechem w gęstej swej ukrywa brodzie.

Za nimi Grażynka stuka obcasikiem bucika,

zasłuchana w melodię dni, żeby nic nie stracić.

I Krysia – z gór, słowiańsko-norweska,

biorąca tak jak jabłoń na swoje ramiona

ciężary świata i uśmiechy dzieci.

Obok Agnieszka – jej córa, panna smukła i rącza,

żyjąca w zaczarowanym ogrodzie miłości.

I Halszka L.

sercu mojemu tak bliska,

bliźniaczka duchem,

malarka z Oliwy,

która w Hamburgu

umarła.

Wydzwaniam
Wydzwaniam „szklanki” imion,

wyłaniając z mroku postacie,

i na spotkania, tak jak dawniej, spieszę.

 

Oto w ogrodzie mężczyźni zasiedli;

Ich przyjaźnie: strome i karkołomne

– wodospady wspomnień odległe, nierzeczywiste,

do końca niespełnione.

 

W cieniu ogrodu ujrzałam wychylone

sylwetki ukochane zmarłych rodziców moich.

I tak oto w ogrodzie znalazło mnie

oko czasu – i otoczyły mnie wokół

twarze osób, do których

serce wskazało mi drogę.

 

Patroni imion obudźcie się

I ocalcie imiona przyjaciół moich,

których tutaj spotkałam w ogrodzie życia.

Ocalcie też imiona dawnych ukochanych:

Zbigniewa, Andrzeja, Piotra, Krzysztofa, Grzegorza

Ocalcie – imiona ich.

Imiona rodziców
Imiona rodziców moich

Edmunda i Wacławy,

błyśnijcie znowu złotą literą światła,

jak to było za życia;

patroni imion – ocalcie ich.

 

Imiona Wiktorii i Edwarda,

dziadów moich,

Ich miłość nieposkromioną

i tułaczkę.

 

Tułaczkę wszystkich przodków i rodaków moich

zesłanych na Syberię, skazanych na wygnanie.

 

Bursztyny ich imion

świećcie jak gwiazdy

rozpostarte

nad ogrodami życia.


autorka wierszy: Wiktoria Kryger
zdj. T.Nowakiewicz

 

Wróć