W Lasach Mirachowskich
Wykłady z dendrologii na Gdyńskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, prowadzone przez panią Annę Panasewicz cieszą się sporym zainteresowaniem. Również dlatego, że można od czasu do czasu zweryfikować wiedzę w praktyce. Taką okazją była wycieczka w Lasy Mirachowskie, która odbyła się na początku kwietnia 2017 r.
Lasy Mirachowskie (kaszb. Mirochòwsczé Lasë) to zwarty kompleks leśny na północnym obszarze Kaszubskiego Parku Krajobrazowego, zajmujący powierzchnię ponad 6 tys. ha. W dawnych wiekach zwany był Puszczą Mirachowską. Lasy kryją niezwykle cenne przyrodniczo obszary, szczególnie torfowiska i lasy bagienne. Niepospolite walory tych lasów chronione są w aż 9 rezerwatach przyrody, w tym niektórych utworzonych już w 1916 roku. Większość powierzchni Lasów Mirachowskich włączona została do europejskiej sieci obszarów Natura 2000.
Na jednodniową wycieczkę pani Anna Panasewicz wybrała tylko pewien odcinek „puszczy”: rezerwat przyrody Stare Modrzewie, rezerwat Jezioro Lubygość i Diabelski Kamień nad Jeziorem Kamiennym. Trasa prowadziła przez zróżnicowany wysokościowo i niebywale atrakcyjny krajobrazowo teren. Wędrówka rozpoczęła się od rezerwatu Stare Modrzewie. Tam dołączył do grupy leśnik, który niezwykle interesująco opowiadał o życiu drzew (w oczekiwaniu na leśnika, dla „rozprostowania nóg” i w ramach rozgrzewki przed długim spacerem, odbyła się krótka gimnastyka). Następnie busik dowiózł uczestników do rezerwatu Jezioro Lubygość. Na terenie rezerwatu można podziwiać rosnące na stromej skarpie buki, sosny i dęby, zza których prześwituje tafla jeziora. To ponad 180-letni starodrzew, na którym leśnicy umieścili specjalne budki zapewniające kryjówkę nietoperzom. Dzięki temu można tu spotkać aż pięć gatunków tych pożytecznych stworzeń. Wschodni brzeg jeziora porośnięty jest lasami łęgowymi i olsami, a strome zbocza porastają buczyny i lasy bukowo-dębowe. Znajduje się tam rozłożysty czteropienny buk, o którym można przeczytać w legendzie „W mirachowskiej puszczy", umieszczonej w zbiorze legend kaszubskich zebranych przez Janusza Mamelskiego. Buk ten, zgodnie z podaniem, rośnie w miejscu, w którym w ramiona swego ukochanego padła zlękniona córka rybaka Miracha. Jej odzwierciedleniem była olcha ciasno rosnąca pośród pni buka. Niestety, od około 15 lat już nieistniejąca. Jednym świadectwem jej uprzedniego życia są dziś niewielkie pozostałości pnia pomiędzy kłodami buka. Dalszy odcinek wycieczki prowadził ścieżką pośród wiekowych, 200-letnich ogromnych buków i dębów, które, mimo że pozbawione jeszcze liści (widać było jedynie gotowe do „wystrzelenia” pąki), dawały odczuć atmosferę spokoju i zapewniały relaks.
Grupa „dendrologiczna” to energiczne i ciekawe świata osoby. Lubią takie wyprawy i dobrze się ze sobą czują. Dwoje uczestników podzieliło się swoimi wrażeniami:
Pani Ania Worzała: Wycieczka była bardzo udana, pogoda nam dopisała i przeszliśmy sporo kilometrów. Jedno jezioro obeszliśmy dookoła, a kolejne widzieliśmy ze wzniesienia – nie była to wysoka góra, ale dała nam się we znaki. Przyjechaliśmy obejrzeć, jak kwitną modrzewie, ale niestety wypuściły dopiero pąki. Było już jednak widać, że męskie kwiaty będą kwitły na różowo. Ciekawe były też oznakowania na najgrubszych drzewach, leśniczy wyjaśnił, że najstarsze okazy są opisane, skatalogowane i podlegają specjalnej ochronie. W ogóle leśniczy był bardzo sympatyczny i bardzo kompetentny. Mówił bardzo dużo interesujących rzeczy, taki gaduła z niego, szkoda, że nie wszystko można spamiętać.
Pan Jan Patkowski: W Lasach Mirachowskich byłem wiele lat temu, wybrałem się chętnie ponownie, żeby porównać wrażenia, ale też dlatego, że bardzo lubię wszelkie wycieczki. Krajobraz wielu miejsc zmienił się dość znacznie – wcześniej było tam dziko, obecnie teren zagospodarowano, pojawiły się zabudowania turystyczne, ławeczki, tablice informacyjne i kamienne słupki z wypisanym dookoła memento „Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las”. Ciekawy widok roztacza się ze Szczeliny Lechickiej – po wejściu na dość wysokie wzniesienie widać przepiękne jeziora potęgowskie. Podczas okrążania Jeziora Lubygość, przy jego wschodnim brzegu napotkaliśmy bunkier z okresu II wojny światowej. Oczywiście wszedłem do niego! Był to dość prymitywny leśny bunkier, obecnie traktowany bez poszanowania, a upamiętniający walkę żołnierzy „Gryfa Pomorskiego”. Atmosfera na wycieczce była bardzo dobra, do tego stopnia, że postanowiliśmy zorganizować sobie kolejną – niedawno wybraliśmy się nad jeziora raduńskie. Byliśmy w gościnie u Kasi (Ogrody Kasi), obejrzeliśmy ogromny dąb w Sikorzynie i Jezioro Zamkowicko. Niebawem czeka nas trzecia „dendrologiczna” wyprawa, tym razem dofinansowana przez CAS, do przepięknego ogrodu dendrologicznego Wirty.
Zapraszamy do obejrzenia wszystkich zdjęć upamiętniających wycieczkę. Kto zgadnie, o jakim drzewie opowiada leśniczy, nachylając gałązkę?
Galeria zdjęć z wycieczki>>>
fot. uczestnicy wycieczki
Wróć